Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/142

Ta strona została przepisana.

węgierskich nie wystarczają skrzypce solo; koniecznie potrzeba do tego akompaniamentu odpowiednio wyćwiczonej orkiestry.
Ale na nieszczęście usłyszał to reporter. Pan Ollósi, dowiedziawszy się, że artysta nie może grać bez tła orkiestrowego, nic nie mówiąc nikomu, pobiegł co tchu do poblizkiej kawiarni, gdzie Csicsa z kilku swoimi zabawiał gości parodyą Vagabunden — polki, i zaanektował sobie z tego zacnego grona kontrabas i klarynet; wracając z tą zdobyczą, uszczknął jeszcze gdzieś po drodze cymbałki i całą tę armię dostawiwszy z tryumfem do pałacu jego Ekscelencyi, ustawił ją w pogotowiu na skinienie w pokoju, sąsiadującym z salą przyjęć.
Pan Lebegut, jako znawca muzyki, zapuścił się tymczasem w żywą dysputę z Paolem o to, po jakich mianowicie znakach charakterystycznych rozpoznać można prawdziwe stradivariusowe skrzypce od falsyfikatów. Paolo utrzymywał, że jest posiadaczem prawdziwego Stradivariusa, pan Lebegut zaś energicznie w wątpliwość to podawał. Sprzeczka zaczęła przybierać charakter coraz ostrzejszy.
Szymon wdał się w tę sprawę, rozdzielił ich i przyparł artystę do fortepianu.
— Łaskawy panie artysto. Jako pan domu, ośmielam się zwrócić ci uwagę, że tutaj, w tym salonie, który jest moim, wszelka interpretacya tak zwanych „melodyj narodowych” miejsca mieć nie może, ponieważ stawałaby w zbyt rażącej sprzeczności ze stanowiskiem urzędowem, jakie zajmuję.
— Obowiązkiem moim tutaj jest stosować się ściśle do życzeń waszej Ekscelencyi — odparł Paolo spokojnie, chowając skrzypce do skrzynki.
Zauważyła to Aranka, a zapewne i inni.
Nie mogąc ukryć niezadowolenia, pośpieszyła do męża.
— Panie! radzę panu nie kompromitować się