Strona:Maurycy Jókai - Czarna krew Tom.1.djvu/156

Ta strona została przepisana.

Aranka przygryzła wargi. Zrozumiała to wybornie, że w podziękowaniu tem zawierało się jednocześnie wypowiedzenie poczesnego miejsca w tym domu dla niej, tudzież jej męża. Od dzisiejszego dnia panią i władczynią tego pałacu będzie napowrót baronowa Anna, panem zaś — Bárdy.
A jego ekscelencya?… A żona jego?… Czemże oni tu będą od tej chwili? Jaką rolę nadal obejmą w tym domu? Rolę gości? Płatnych lokatorów? Lub może z łaski znoszonych krewnych rezydentów?
Towarzystwo, rozbite na większe albo mniejsze kółka, szeptało między sobą zcicha. Skrępowani byli jakoś wszyscy, dziwnie nieswojo im było.
Zoltan zauważył to, że goście nie wiedzą, co z sobą zrobić, i że mają takie miny, jakgdyby się żegnać chcieli i do domów uciekać. Pośpieszył przykremu temu wrażeniu zaradzić, w dalszym ciągu mówiąc do Aranki podniesionym głosem tak, ażeby wszyscy słyszeli:
— I tę również poczciwą chęć zrobienia mi przyjemności wysoko cenię, kochana bratowo, że dla uczczenia mojego przyjazdu sprosiłaś takie liczne, miłe i świetne towarzystwo, któremu także wdzięczny jestem, że zechciało przybyć.
Dla silniejszego jeszcze podkreślenia słów swoich, podał ramię Arance i razem z nią zwrócił się do gości.
Grzeczne te słowa i zawarte w nich pochlebne określenie bardzo ujęły wszystkich za serca; tem mniej jednakże podobały się jego ekscelencyi, którego Zoltan dotychczas jeszcze jakoś nie zauważył. Milcząc, tłumił w sobie wściekłość.
Byli tacy, których oryginalna ta sytuacya zaczęła niepomału bawić.
Z osób zebranych prawie wszystkim doskonale były znane kulisy zaszłych wypadków. I nic dziwnego. W takiej prowincyonalnej stolicy wszelka