Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.I.djvu/186

Ta strona została przepisana.

Za dzisiejszy list serdecznie cię przepraszam, ale innego mieć nie możesz. Muszę jeszcze lecieć do Elsnera, aby się zapewnić o jego na próbie bytności, postarać się o pulpity i o surdinki dla orkiestry, o których wczoraj na śmierć zapomniałem; bez nich albowiem Adagio upadłoby zupełnie. I tak sądzę, iż powodzenie jego, o ile mi się zdaje, nie będzie zbyt wielkie. Rondo efektowe, pierwsze Allegro mocne. O przeklęta miłości własna! Ale jeżeli komu, to tobie egoisto winien jestem zarozumiałość o sobie: kto z kim przestaje, takim się staje. Jeszcze w jednem cię naśladuję, to jest: w prędkiem decydowaniu się... lecz mam szczerą chęć po cichu, nie mówiąc nic nikomu, zdecydować się wyjechać od soboty za tydzień, bez pardonu, mimo lamentów, płaczu, narzekania i padania mi do nóg. Nuty w tłomok, wstążeczka na sercu, dusza na ramieniu i w dyliżans. Łzy jak groch padać będą ze wszech stron, wzdłuż i wszerz miasta, od Kopernika do Zdrojów, od Banku do kolumny króla Zygmunta. A ja jak kamień zimny i nieczuły, śmiać się będę z biednych ludzi, co mię tak czule żegnać będą... Słowa posiłkowego za często używam, ale to dziś tylko; bo żeby nie to, iż ty daleko, daleko, het gdzieś za Hrubieszowem, to byłbym ci kazał przyjechać, a wiem,