Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/86

Ta strona została przepisana.

zonów i rzuca je pa schody pod stopy Vanny. Patrz! mam kwiaty na powitanie życia!... Mam lilie, wawrzyny i róże dla uwieńczenia sławy!

SCENA II.
ciż sami. — prinzivalle. — vanna.
Coraz głośniejsze i gorętsze okrzyki. Vanna, wraz z Prinzivallem, ukazuje się u szczytu schodów na ostatnim stopniu, i rzuca się w otwate ramiona Marca. — Tłum zalewa schody, taras i portyki, trzymając się jednak w pewnem oddaleniu od grupy, jaką tworzą: Vanna, Prinzivalle, Marco, Borso i Torello.
vanna, rzucając się w objęcia Marca.

Ojcze, jaka ja szczęśliwa!

marco, ściskając ją serdecznie.

I ja także, moja córko — bo cię widzę!... Pozwól, bym wśród pocałunków spojrzał na ciebie... Promienniejszą jesteś od nieba, witającego twój powrót jasnością słoneczną... Szkaradny wróg nie pozbawił oczu twoich ani jednego promyka, warg twoich — ani jednego uśmiechu...

vanna.

Powiem ci, ojcze... Lecz gdzie Gwido?... Jego naprzód od troski oswobodzić muszę... Nie wie jeszcze...

marco.

Chodź! jest tam... Chodź! Mnie odpycha, może słu-