Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/95

Ta strona została przepisana.

bez ratunku... Nie widzę jaki masz cel... albo, czy szał okropnej nocy nie mąci twego i mego rozumu...

vanna.

To nie szał, to prawda...

gwido.

Prawda? wielki Boże!... wszakże tylko jej szukam!... Lecz należałoby, żeby była prawie ludzką! — Jakto? Ten człowiek pożąda cię do takiego stopnia, że zdradza ojczyznę; że sprzedaje wszystko, co posiada, za noc jedną; że gubi się na zawsze, gubi nikczemnie, i czyni, czego nikt dotąd nie uczynił, zamykając cały świat przed sobą!... Co?! Człowiek, który ma cię w swoim namiocie nagą i samą, który ma przed sobą tylko tę jedną noc, kupioną za taką cenę, ten człowiek zadawalnia się pocałunkiem na czole, i aż tu przychodzi, by nam kazać w to uwierzyć?.. Nie! należy być sprawiedliwą i nie szydzić zbyt długo z nieszczęścia!... Jeśli tego tylko żądał, dlaczego lud cały pogrążył w straszną niedolę, dlaczego mnie w niwecz obrócił, wystawiając na taką męczarnię, że wychodzę z niej niemal waryatem i o dziesięć lat starszym?... Ach! gdyby chciał tylko pocałunku na czole, mógł nas ocalić, nie udręczając tak srodze!... Mógł zjawić się tutaj, jak bóg wyswobadzający!... Nie w taki sposób domaga się pocałunku na czole!... Prawda mieści się w naszym jęku boleści i rozpaczy... Ale nie chcę sam sądzić, bo to własna moja sprawa i może nie dość jasno widzę... lecz niech inni sądzą i za mnie odpowiedzą! Zwraca się do tłumu. Czyście słyszeli?... Nie wiem, z jakiej przyczyny przemawia ona do nas w ten sposób. Osądźcie sami... Powinniście jej wierzyć, bo was ocaliła! — Powiedzcie więc, czy dajecie