Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/194

Ta strona została przepisana.

mi zajęty był ubieraniem grobu Justysi. Najmłodsze dziecko przeszkadzało mu w tej robocie, wrzeszcząc i płacząc, tak, że co chwila Michał musiał uspakajać je. — Widziałem to stojąc niedaleko, a że miałem przypadkowo parę karmelków w kieszeni, zbliżyłem się i podałem małemu krzykaczowi. Udało mi się tem zatkać mu buzię na czas jakiś.-Michał zobaczywszy to, uśmiechnął się do mnie przy. jaźnie i odezwał się:
— Pan musisz lubić dzieci?
— Jak nie krzyczą.
— He, he, he — a tak, jak nie krzyczą. To pan może dlatego karmelki nosi w kieszeni? Dobry sposób na takich bębnów.
Zawiązała się ztąd dłuższa rozmowa, a potem znajomość, tak że odtąd, kiedyśmy się spotykali na cmentarzu,lub w alei prowadzącej do niego, witaliśmy się już jako znajomi i zawsze nieco pogawędzili. — Raz, przy takiem spotkaniu, radził się mnie Michał, czy nie wiedziałbym jakiego studenta. coby Michasię mógł poduczyć trochę rachunków i niemieckiego, bo w szkole na nią narzekają.Ofiarowałem mu się sam do tego i w ten sposób wszedłem w jego dom, gdzie miałem sposobność przypatrzeć się zblizka owej prawdziwie macierzyńskiej pieczołowitości, z jaką ten, na pozór prosty, nieokrzesany, kowal, wychowywał robaczki swojej Justysi. — Nie zdarzyło mi się słyszeć żadnego brzydkiego słowa, ani przekleństwa z ust jego, co przecież jest rzeczą tak zwyczajną w tej klasie ludzi; odzywał się do nich zawsze spieszczonym głosem, — był dla tych dzieci nie tylko troskliwym opiekunem, ale niańką, matką, a w towarzystwie ich grube i dość surowe rysy jego przybierały wyraz dziwnej słodyczy i dobroduszności.Nieraz patrząc na te dzieci bawiące się pod jego okiem koło stołu, opowiadał mi dużo o ich matce i o sobie, chętnie wracał myślą do tych wspomnień przeszłości, a z licznych opowiadań udało mi się z czasem złożyć tę całą historyę cichej, prostej, a nieszczęśliwej miłości poczciwego Michała.