Strona:Mikołaj Biernacki - Piosnki i satyry.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyszedłem wołać by objad dawali,
Ale wróciwszy za małą chwileczkę,
Anim się spodział, Dobrodzieju Panie,
Jak na mnie spadło sążniste kazanie.

„Wstyd mi mówiła rozogniona Ciocia,
„Wstyd mi doprawdy za mego siostrzeńca,
„Cóź to ja widzę! Piosenki Rodocia!
„Tego zuchwalca! tego potępieńca!
„Co go się wkrótce zaprze Kraków cały!
„Wybacz mi Pawle — ale drę w kawały.“

Chciałem się bronić, w tem dano śniadanie,
Którem powitał z niezmierną radością;
Myślę, przynajmniej perora ustanie.
Gdy nagle ciotka powstaje ze złością,
Otwiera okno i z groźnym okrzykiem
Ciska na trawnik półmisek z befsztykiem.

„To tak, powiada, wiedząc, że przyjadę.
„Żem katoliczka, że dzisiaj sobota,
„Kazałeś podać mięsiwa gromadę!
„Żeby mnie zgubić! taka twoja cnota!