Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/22

Ta strona została przepisana.
ŻONA SGANARELA:
Idźże, idź się popieścić ze swoją pieszczotką,
Zawracaj do niej oczy, rób gębusię słodką,
Lecz oddaj mi mój portret i nie żartuj ze mnie.
Wyrywa mu portret i ucieka.
SGANAREL biegnąc za nią:
Już ja go tam dostanę; uciekasz daremnie.


SCENA SIÓDMA.
LELJUSZ, KASPER.
KASPER: No, jesteśmy nareszcie. A teraz, mój panie,
Pozwól, bym panu zadał maleńkie pytanie.
LELJUSZ:
Mów więc.
KASPER: Czy pan doprawdy djabła nosisz w ciele,
Aby bezkarnie cierpieć utrudzeń tak wiele?
Od ośmiu dni bez przerwy, z uździenicą w łapie,
Tłuczemy się haniebnie, każdy na swej szkapie;
Mniejsza już, że z trzęsienia można dostać mdłości,
Lecz ja poprostu w grzbiecie nie czuję mych kości;
Również inne z tej jazdy cierpienie pochodzi,
W okolicy, o której mówić się nie godzi:
Pan zaś, ledwo przyjechał, ani nie przegryzie,
Ani nie zdrzemnie, ale wprost na miasto lizie.
LELJUSZ:
I któż mój słuszny pośpiech potępić się waży?
Wszak słyszę, że wieść mają Celję do ołtarzy;
Wiesz, ile ją ubóstwiam: pragnę więc, bez zwłoki,
Zbadać rzecz, nim podejmę dalsze jakieś kroki.
KASPER:
Tak, lecz dobry posiłek zawsze jest na zdrowie,
Gdy chodzi o to, aby coś rozjaśnić w głowie;
I serce pańskie, porcją wzmocnione bigosu,
Znacznie mężniej potrafi znieść pociski losu.
Sądzę po sobie samym: najmniejsze kłopoty,