Strona:Na wzgórzu róż (Stefan Grabiński).djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— W takim razie może przejąć depeszę ktokolwiek.
— Stanowczo nie. Nie ulega bowiem wątpliwości, że między obu stronami wytwarza się uprzednio stosunek bliższy uwarunkowany obcowaniem, uczuciami, wspólnością myśli, przeżyć. Stąd to nic dziwnego, że niejednokrotnie, bo już przedtem utorował sobie drogę podatną do przeprowadzenia operacyi.
— Jak więc wyobrażasz sobie działanie telepatyi w naszym względzie w twoim wypadku.
— Bardzo prosto. Oto pewne indywiduum myśli o kimś od dłuższego czasu w sposób niezmiernie intenzywny; ów ktoś wypełnia niemal zupełnie jego widnokrąg myślowy, wżerając się niepodzielnie w jego duchową dziedzinę. Rozważa się głęboko jego mowę, ruchy, fizyognomię, słowem całą istotę, pozwala się opętać całą jaźnią. — Przypuśćmy teraz, że ową osobę, która tak wszechwładnie opanowała danego osobnika, zna jeszcze ktoś drugi — ktoś pozostający z opętanym w blizkich stosunkach — a staniemy tuż przed progiem tajemniczej dziedziny telepatyi. Opętanie myślowe zacznie się zwolna, bez świadomego przyczynienia się nadawcy, przenosić na drugiego osobnika i uzewnętrzniać, n. p. w naśladowaniu gestów zamyślonego indywiduum.
Przestałem na chwilę trochę znużony wysiłkiem porządkowania mych wywodów i spojrzałem na Norskiego.
Widocznie słowa moje podziałały nań silnie, bo oparł zachmurzone nagle czoło na dłoni i utkwił za-