Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/222

Ta strona została przepisana.

innego męża nie zechce, powie się wtedy, że jej wolno zwlekać i grymasić, wolno kiedyś odrzucić nawet, ale na żaden inny wybór rodzice się nie zgodzą.
Pan Florjan brzydki, nieokrzesany, warchołowaty, ale posesjonat i dobrego rodu, wybornie się nadawał do takiej roli stracha na pannę Ewę i na konkurentów. Zbyto go wprawdzie lada jakąś wymówką, lecz można było coś napomknąć, coś drugim do ucha powiedzieć. I napomknięto i powiedziano. Pan Florjan (zapomniałam jego nazwiska) zaczął bywać w urzędowym charakterze zaszczyconego pozwoleniem ojcowskiem kawalera.
Ewusia płakała, największe niegrzeczności robiła panu Florjanowi, nic to nie pomogło. Macocha rozkoszowała się jej płaczem, pan Florjan na zły humor nie zważał, bo miał przed sobą w perspektywie owe sto tysięcy bitych talarów, które stary Kozłowski córce swojej, a matce panny Ewy posagiem wyliczył.
Ciągnęło się to rok, ciągnąć zaczęło i drugi, gdy się nagle panna Ewa opatrzyła, że jednak dziwną jest rzeczą, dlaczego jej z większą natarczywością nie przymuszają do spełnienia woli rodzicielskiej; macocha przecież dość była biegłą w wyszukiwaniu przymusowych środków. Od podejrzenia do podejrzenia, od domysłu do domysłu na ślad prawdy wpadła. Trzeba się było przekonać, ale pierwej jeszcze trzeba było ze strony pana Jana się zabezpieczyć; widywali go czasem w towarzystwach, a kiedyniekiedy ukradkiem w chałupie wiejskiej, lub przy parkanie ogrodowym; gdy się raz tak zeszli na umówionem miejscu, wspomniała mu o swojem odkryciu i surowo zaleciła, aby zupełnie był spokojnym, choćby od najwiarogodniejszych świadków usłyszał, że ona, Ewa Siewierska po zaręczynach z panem Florjanem.
Istotnie z wielką odwagą rozpoczęła grę dosyć nie-