Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

112

poważniejszy, niż wszystkie szczury, które się kiedykolwiek dyplomatycznemi papierami japońskich i chińskich mandarynów utuczyły, lecz jest przytem trochę dobroduszny, ślamazarny, romansowy, nerwy ma zdrażnione, mózg użyciem opjum wzburzony, niektóre władze umysłu przytępione już, niektóre władze ciała nie zbudzone jeszcze — słowem powiadam ci, że Aspazja, która nam losu według zdolności dobiera, dla niego nie znalazła nic — radzi mu jednak wszystko stawić na kartę i pojechać do Niemiec, tam jedynie może się brat mój na przyzwoitego wykierować człowieka, objąć katedrę filozofji, albo się zapić piwem bawarskiem.
Długo jeszcze słowa tej sprzeczki, tych żartów pustackich krzyżowały się przede mną niby race kongrewskie[1] dwóch dziwacznych fajerwerków — chłopcy mówili tak prędko, że nie miałem czasu nawet spytać ich się: — Kto wy jesteście? — czego chcecie ode mnie? — Nareszcie młodszy wyprostował się i umilkł, a starszy poprawił aksamitnego kołpaczka, kilka razy ręką przetarł czoło, zasłuchał się na chwilę w stłumionej, lecz rozkosznie dokoła brzmiącej muzyce, i uderzając się w piersi:
— Ja jestem śpiewak prawdy! zawołał — a to niewierny tłumacz mój, przydał, wskazując na brata — i zaczął nareszcie improwizację swoję, lecz mimo danego ostrzeżenia zaczął ją po polsku, czystym i do taktu dzielonym głosem:

Biedne było serce moje,
Gdy bez echa, w pierś samotną,
Uderzało przepełnione
Niepojętych pragnień krwią.

Wtedy wszędzie na tym świecie,
Na tym świecie tak szalonym,
Tak djabelsko wyzłoconym,

  1. Od angielskiego oficera Wiljama Congrève (1772—1828), wynalazcy rac.