Strona:Niewiadomska Cecylia - Legendy, podania i obrazki historyczne 08 - Jagiellonowie.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale nie król. Władysław dalej patrzy i lepiej rozumie zamiary wroga, — on wie, że dziś ustąpić, to może przegrać jutro. On, rycerz chrześcijański, który jedynie dlatego przyjął koronę węgierską, aby walczyć w obronie wiary, miałby się cofnąć teraz, gdy nadeszła chwila tryumfu? — Turek potrzebuje nowych przygotowań, wypoczynku, więc należy skorzystać z tego, podwoić wysiłek, wezwać pomocy wszystkich państw chrześcijańskich i razem, zgodnie, wspólnemi siłami wyprzeć najezdcę za morze, skąd przybył.
To nie napad, ale obrona: nie było dotąd półksiężyca w Europie; bronić praw Krzyża to zadanie chrześcijan, to najświętszy ich obowiązek.
Nie przyjmuje poselstwa Turków, ale z młodzieńczą energją gromadzi siły do nowej wyprawy, do ostatecznej walki. „Z obojętnością zniesiemy własne i kraju rany, nie czujemy ich, podejmując trud dla wiary“ — pisze do mistrza Krzyżaków, żądając od niego pomocy. Papież, Wenecja, Genua i cesarz obiecują posiłki, słowiańskie ludy półwyspu powstaną, i Krzyż zwycięży znowu, męstwo jego obrońców powtórnie odeprze najezdniczą potęgę z granic Europy.
Takie zadanie świeci młodemu królowi, niby gwiazda przewodnia, w niem utonął sercem i duszą.
Wódz węgierski zapału tego nie podziela: kraju bronić on gotów, lecz gdy wróg nie grozi, ustępuje, oddaje, — lepiej się pogodzić. Piękne są ideały, ale kiedyś, potem, — tymczasem krwi węgierskiej szkoda...
I daje ucho posłom, słucha ich obietnic, przy-