Strona:Nikołaj Gogol - Portret.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

i sylwety domów. Już malarz zaczął zwolna zagapiać się na niebo, oświecone jakimś przezroczem, subtelnem, niepewnem światłem, gdy naraz z ust padły słowa: „Jaki delikatny ton“ i „Do djabła, ohydnie!“ — i poprawiając portret, wymykający się ciągle z pod pachy, przyspieszył kroku.
Zmęczony i cały w potach, dowlókł się do domu na piętnastą linję Wasyljewskiego Ostrowu. Z trudem i sapaniem wdrapywał się po schodach, zalanych pomyjami i ozdobionych śladami kotów i psów. Na stukanie w drzwi nie było odpowiedzi: służącego nie było w domu. Oparł się o okno i cierpliwie czekał, dopóki na schodach poza nim nie rozległy się kroki chłopaka w niebieskiej koszuli, jego kucharza, modela, farbiarza i zamiatacza podłóg, brudzącego je równocześnie swemi buciarami Chłopak nazywał się Nikita i spędzał cały czas nieobecności swego pana za bramą. Nikita długo usiłował trafić do dziurki od klucza, niewidzialnej z powodu ciemności. W końcu drzwi stanęły otworem, Czartkow wszedł do nieznośnie zimnego przedpokoju jaki bywa zawsze u malarzy, na co ci zresztą nie zwracają uwagi Nie oddając płaszcza Nikicie, wkroczył z nim do swej pracowni — kwadratowej izby obszernej lecz wąskiej, z zamarzniętemi oknami pełnej różnorodnych gratów malarskich, jako to: kawałków gipsowych rąk, ramek z naciągniętem płótnem, szkiców zaczętych i porzuconych, draperyj rozwieszonych na krzesłach. Zmęczony bardzo, rzucił płaszcz, postawił w roztargnieniu kupiony por-