Strona:Obłok w spodniach.pdf/38

Ta strona została uwierzytelniona.

Gęba deszczu oblizała, obessała człeka,
a w powozach lśnią glancem
tusze tłustych atletów,
ludzie pękają
nawskroś przejedzeni,
sadło przez dziury przecieka,
z powozów mętna sączy się rzeka:
bułka wyssana
i miąższ przeżuty nieświeżych kotletów.

Marjo!
Jak wcisnąć im słowo ciche
do ucha otłuszczonego?
Ptakowi
wystarczą pieśni:
dźwięczy świegot
głodnego skowronka.
Lecz jam jest, Marjo,
człowiek prosty:
mnie
suchotnicza wycharkała noc
w brudną rękę Prieśni.
Mario!
Czy chcesz takiego?
Kurczem palców zaduszę
żelazne gardło dzwonka.