Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/15

Ta strona została przepisana.
—   11   —

Poczem kadłubem tym, gdy go za nogę
Ujął, zwycięsko, jak maczugą, włada.
Nią iluż zwalił! czyliż wiedzieć mogę?
Ci żyć i mogli zdrowi być nielada!
Tymczasem insi, mędrszą mając trwogę,
Co tchu pierzchnęli, niby ptaków stada.
Lecz wtem na dalszą pięści swej swawolę
On opętaniec runął z boru w pole.
Tu Boże Wielki! któż mu umknąć zdoła?
Gna poprzed siebie nędzne one gapie,
Ten w dom, ten w stajnię wpadł, ten do kościoła,
A on, gdy kogo dosiągł, w twardej łapie
Mnie, gniecie, miażdży — słowem, wszystko zgoła
Rozbija, tłucze, depcze, kąsa, drapie, —
Ten zaś, którego on już nie dogoni,
Musiałby chyba przed nim gnać w sto koni!
Wtem, wśród popłochu tego i rozpaczy
Ten zgiełk, tę wrzawę w siołach czy słyszycie?
To tak pastuchów, chłopów i oraczy
Woła dźwięk rogów oraz dzwonów bicie!
Więc z gór i dolin rusza lud prostaczy,
W widły i cepy zbrojny należycie,
Rusza i strasznie grozi i wykrzyka,
By zwartą kupą iść na okrutnika.
Jak gdy na morzu nieraz przed oczyma
Dmuchnięty wiatrem z jednej skromnej fali
W coraz się grubsze wały odmęt wzdyma,
Wreszcie w bałwany i w ląd coraz daléj
Prąc się, urasta w końcu w wód olbrzyma,
Który w brzeg stromy coraz grzmotniej wali, —
Tak na Rolanda idąc poskromienie,
Tłuszcza ta zda się wzbierać nieskończenie.
On dziesiątkować począł jak najśmielej
Czerń tę, niesfornem nań idącą mrowiem,
Tak, że się oni z tego dowiedzieli,
Że jest bezpieczniej mieć się precz, albowiem
Próżno go było zwalczyć chcieć, jeżeli
Nikt mu nic zrobić nie mógł. A ja powiem:
Tę nietykalność dał mu Bóg, ażeby
Mieć go na Świętej Wiary Swej potrzeby....
Odtąd po całym kraju jął o lepsze
Z zwierzęty broić. Żadne go rubieże
Nie straszą, żaden ostęp nie odeprze.
W pędzie najchybsze zdołał chwytać zwierze;
Niedźwiedzie, wilki, oraz dzikie wieprze,
Bywało, nieraz gołą ręką bierze.
Równo mu: mięso, skóra ich, czy kości,
Byle napełnił brzuch swój do sytości.