Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

nemi włosami, bosa, w samodziałowej spódnicy swej i grubej koszuli, cicha jak grób, Romanowa drzwi otwierała i starannie potem zamknąwszy je, lampką z wysokim kominkiem przyświecała w ciemnej sionce niepewnym krokom syna. Cicha jak grób, stawiała lampkę na kuchennym stole i ręce u piersi splatając, zwracała się ku wchodzącemu, za którym, pełznąc prawie, wsuwał się Żużuk i wlatywał ostry powiew chłodu.
Jak kwadrans temu przed słupem latarni, tak teraz przed nią przybyły stawał i spokojnie znowu mówił:
— Mamo! dajcie pieniędzy.
Ona szklanym wzrokiem na niego patrzała i ani słowa na ustach jej, ani, zda się, oddechu w jej piersi nie było. On głos podnosił nieco:
— Niech mama odda mnie moje pieniądze!
Grubą, czerwoną dłonią swą z rozpostartemi palcami uderzał się w piersi i pochylony ku niej, z błyszczącemi oczyma, naglącym szeptem bełkotał:
— Jak Boga kocham, mnie potrzeba... mnie koniecznie potrzeba!... Jeżeli nie oddacie, pójdę i powieszę się! U mnie tam jest wesoła kompania... ja ją na traktament zaprosiłem... Wypchnęli mnie za drzwi, bo nie miałem już czem