Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

koniem i poczłapał z powrotem powolnym truchtem, nigdy bowiem nie było mu spieszno... — Do ogromnego zamku? — Nie, nie. Z pośród rozmaitych możliwych noclegów, wybierzcie ten, który najlepiej odpowiada okolicznościom.
Tymczasem, pan jechał ciągle naprzód: oto więc pan i sługa rozdzielili się, i nie wiem któremu z nich towarzyszyć. Jeśli chcecie udać się za Kubusiem, miejcie się na baczności: poszukiwanie sakiewki i zegarka może być tak długie i zawikłane, iż nieprędko uda się słudze połączyć ze swym panem, jedynym powiernikiem jego amorów, a wtedy bywajcie zdrowe amory Kubusia. Jeśli, wysławszy go samego na poszukiwanie zegarka i sakiewki, zechcecie dotrzymywać kompanii panu, będzie to z waszej strony wielka uprzejmość, ale przypłacicie ją potężną nudą: nie znacie jeszcze ludzi tego gatunku. Myśli w głowie ma jak na lekarstwo: jeśli mu się zdarzy powiedzieć coś do rzeczy, to chyba coś zasłyszanego albo też przypadkiem. Ma oczy, jak wy i ja: ale przeważnie nie wiadomo czy patrzy. Nie śpi, a także nie czuwa: pozwala spływać życiu: to jego zwykłe zatrudnienie. Automat ów wędrował przed siebie, oglądając się od czasu do czasu, aby sprawdzić czy Kubuś nie wraca; schodził z konia i szedł piechotą; wsiadał z powrotem, jechał ćwierć mili, znów złaził i siadał na ziemi, okręciwszy uzdę dokoła garści i wsparłszy głowę na rękach. Kiedy znużył się tą postawą, wstawał i patrzał z daleka czy nie widać Kubusia. Ani śladu! Wówczas niecierpliwił się, raz po raz mruczał bez myśli: „Hycel! pies! łajdak! gdzie on siedzi? co on robi? Czy potrzeba tyle czasu, aby odnaleźć sakiewkę i zegarek?