Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

i humorów doktorzyny i postępów leczenia; przeskocz to wszystko. Do rzeczy! spieszmy do rzeczy! Zatem, kolano nawpół wyleczone, masz się niezgorzej, i kochasz.
KUBUŚ. — Kocham tedy, skoro panu tak pilno.
PAN. — I kogóż kochasz?
KUBUŚ. — Słuszną brunetkę lat ośmnastu, o kibici prześlicznie wykrojonej, wielkie czarne oczy, małe wiśniowe usta, piękne ramiona, ładne rączki... ba, te rączki...
PAN. — Zdaje ci się, że jeszcze je trzymasz.
KUBUŚ. — Bo też pan nie jeden raz brał je i trzymał ukradkiem, i od nich jeno zależało, abyś pan z niemi zrobił wszystko co...
PAN. — Na honor, Kubusiu, nie spodziewałem się tego zwrotu.
KUBUŚ. — Ani ja.
PAN. — Daremnie błądzę myślą, nie przypominam sobie ani słusznej brunetki ani ładnych rączek: staraj się tłómaczyć jaśniej.
KUBUŚ. — Zgoda; ale pod warunkiem, że cofniemy się i wrócimy do domu chirurga.
PAN. — Mniemasz, iż tak jest napisane w górze?
KUBUŚ. — O tem pan mnie dopiero pouczy; ale jest napisane tu w dole, że chi va piano, va sano.
PAN. — I że chi va sano, va lontano; a ja chciałbym wreszcie zajść.
KUBUŚ. — I cóż? co pan postanowił?
PAN. — Co zechcesz.
KUBUŚ. — W takim razie, jesteśmy z powrotem u chirurga; i było napisane w górze, iż tam powró-