Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

dżony spotkał się nos w nos z przygwoździcielem. Ten podaje mu rękę, ściska go i oświadcza, jak bardzo zachwycony jest tak szczęśliwem spotkaniem; natychmiast udają się za szopę, dobywają szpady, jeden w surducie, drugi w dominie. Przygwoździciel, czyli kolega mego kapitana, jeszcze i tym razem zostaje na placu. Przeciwnik posyła po chirurga, siada do stołu ze swymi przyjaciółmi i resztą zawartości dyliżansu, pije i zajada wesoło. Jedni gotowali się właśnie puścić w dalszą drogę, drudzy wrócić do stolicy, w maskach i na koniach pocztowych, kiedy pojawiła się gospodyni i położyła koniec opowiadaniu Kubusia.

Wróciła tedy, i uprzedzam cię, czytelniku, że nie jest już w mej mocy wyprawić ją z powrotem. — A to dlaczego? — Ponieważ pojawiła się z dwiema butelkami szampańskiego, po jednej w każdej ręce, i ponieważ jest napisane w górze, że wszelki mowca, który zwróci się do Kubusia z tą apostrofą, zapewni sobie nieodwołalnie jego ucho.
Wchodzi, stawia butelki na stole, i mówi: „No panie Jakóbie, zawrzyjmy pokój...“ Gospodyni nie była pierwszej młodości: była to kobieta duża i tęga, rzeźka, miłego wyrazu twarzy, w miarę zaokrąglona, usta dość duże ale z pięknymi zębami, lica szerokie, oczy nieco wypukłe, czoło bogato sklepione, prześliczna płeć, fizyognomia otwarta, wesoła i żywa, ramiona trochę pełne, ale ręce wspaniałe, godne pendzla lub dłuta. Kubuś objął ją w pół i uścisnął mocno; uraza jego nigdy nie ostała się w obliczu dobrego wina i pięknej kobiety; tak było