Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

strasznie; zemsta jej ujawniła się w całym blasku i nie poprawiła nikogo; codziennie, tak samo jak wprzódy, równie haniebnie mężczyźni oszukają nas i zwodzą.
KUBUŚ. — Może inne, ale panią!...
GOSPODYNI. — Niestety! mnie pierwszą. Och, jakież my jesteśmy głupie! Gdybyż jeszcze ci paskudnicy zyskiwali na zamianie! Ale dajmy pokój. Co uczyni margrabina? Sama jeszcze nie wie; pomyśli nad tem; już myśli.
KUBUŚ. — Gdybyśmy tak, podczas gdy ona myśli...
GOSPODYNI. — Święte słowa. Ale obie butelki już próżne... (Janie! — Pani? — Dwie butelki, z tych co to w samej głębi, za wiązkami drzewa. — Rozumiem)... Myśli tedy wytrwale, i oto co przychodzi jej do głowy. Pani de La Pommeraye spotykała, swogo czasu, pewną damę z prowincji, która, powołana procesem, przybyła do Paryża, wraz z córką, młodą, piękną i dobrze ułożoną. Dowiedziała się, iż ta kobieta, zrujnowana przegraną, stoczyła się stopniowo w położenie więcej niż podejrzane. Mieszkanie jej stało otworem; grano, wieczerzano wesoło, i zwyczajnie ten i ów z biesiadników zostawał na noc, u pani lub panny domu, do wyboru. Margrabina wyprawiła zaufanego człowieka na poszukiwanie tych istot. Wygrzebał je kędyś, i zaprosił, w myśl rozkazu, aby zechciały odwiedzić panią de La Pommeraye, którą zaledwie że sobie przypominały. Osoby te, żyjące pod przybranem imieniem pani i panny d’Aisnon, nie dały na siebie czekać; zaraz nazajutrz, matka zjawiła się u pani de La Pommeraye. Po pierwszych uprzejmościach, margrabina zapytała panią