Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

— Najlepszym z przyjaciół i najniebezpieczniejszym z wrogów.
— Czybyś pan nie miał ochoty się z nim spotkać?
— Ani trochę...“
Zaledwie wymówił te słowa, dał się słyszeć turkot kabrjoletu wjeżdżającego w dziedziniec; wysiadł zeń Hudson, w towarzystwie jednej z najpiękniejszych kobiet w okolicy. „Spotkasz go pan i bez ochoty, rzekła pani: oto właśnie on.“ Pani zamku i Ryszard spieszą naprzeciw damy i księdza proboszcza. Panie ściskają się: Hudson, zbliżając się do Ryszarda i poznając go, wykrzykuje: „Ejże, to ty, drogi Ryszardzie? chciałeś mnie zgubić, ale przebaczam ci; ty wzajem przebacz mi wizytę w Châtelet i nie myślmy o tem więcej.
— Przyznaj, księże proboszczu, że okazałeś się wielkim łajdakiem.
— Być może.
— Że, gdyby się było stało wedle sprawiedliwości, wizyta w Châtelet należała się nie mnie, ale tobie.
— Być może... Toteż, sądzę, iż niebezpieczeństwu w jakiem się wówczas znalazłem, zawdzięczam obecną zmianę obyczajów. Ach, drogi Ryszardzie, ileż mi to dało do myślenia i jakżeż się odmieniłem!
— Dama, z którą ojciec przyjechał, jest urocza.
— Nie mam już oczu na te powaby.
— Co za kibić!
— To mi się stało zupełnie obojętne.
— Co za okrągłości!
— Prędzej czy później woli się człowiek wyrzec przyjemności, której zażywa jakoby na szczycie