Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

Fourgeot, nie okazując niczem iż słyszy, rozwiązywał małą skórzaną sakiewkę.
Kawaler do Fourgeota: „Żartuje pan chyba, to nasza sprawa...“ Zbliżam się, dobywam talara, wsuwam kawalerowi, który daje służącej, głaszcząc ją równocześnie pod brodę. Tymczasem, Le Brun powiada do Fourgeota: „Zabraniam ci; nie prowadź tam tych panów.
FOURGEOT. — Ależ, panie Le Brun, dlaczego?
LE BRUN. — To łajdak, obwieś z pod ciemnej gwiazdy.
FOURGEOT. — Wiem dobrze, że pan de Merval... ale każda wina może być odkupiona; a wreszcie, prócz niego nie znam nikogo ktoby był w tej chwili przy pieniądzach.
LE BRUN. — Panie Fourgeot, rób jak ci się podoba; panowie, umywam ręce.
FOURGEOT. — Panie Le Brun, pan nie idzie z nami?
LE BRUN. — Ja! niech mnie pan Bóg broni! W życiu nie chcę widzieć tego infamisa.
FOURGEOT. — Ale, bez pańskiej pomocy, nigdy nie dobijemy sprawy.
KAWALER. — To prawda. No, mój drogi Le Brun, chodzi o to aby mnie dopomódz; aby zobowiązać zacnego człowieka w chwilowym kłopocie; nie odmówisz mi pan tego; pójdziesz z nami.
LE BRUN. — Iść do takiego Mervala! ja! ja!
KAWALER. — Tak, tak, pójdziesz, pójdziesz, dla mnie...“
Pod wpływem nalegań, Le Brun daje się skłonić i oto wszyscy razem, Le Brun, kawaler, Mateusz