Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.

PAN. — Nieszczęśliwe! niechże i tak; ale, czy będziesz mówił, czy siedział cicho, ażali przez to je ominiemy?
KUBUŚ. — Kto to wie?
PAN. — Urodziłeś się za późno o dwa albo trzy wieki.
KUBUŚ. — Nie, panie, urodziłem się w swoim czasie, jak wszyscy.
PAN. — Byłbyś niegdyś wielkim augurem.
KUBUŚ. — Nie mam jasnego pojęcia co to augur, ani też jestem tego ciekawy.
PAN. — To jeden z ważnych rozdziałów twego traktatu o wróżbiarstwie.
KUBUŚ. — To prawda; ale to już tak dawno jak go napisałem, że nie pamiętam ani słowa. Ot, panie, patrz pan: oto, kto rozumie się na tem więcej niż wszystkie augury, gęsi fadydyczne i poświęcane kury rzeczypospolitej; to ten bukłaczek. Poradźmy się bukłaczka.“
Kubuś ujął bukłaczek i radził się go dłuższy czas. Pan wydobył zegarek i tabakierkę, spojrzał na godzinę, zażył tabaki, sługa zaś rzekł: „Zdaje mi się teraz, iż los przedstawia się mniej czarno. Powiedz pan, na czem stanąłem.
PAN. — Jesteś w zamku Desglands’a, kolano nieco wydobrzało, a panna Dyzia ma, z polecenia matki, obowiązek pielęgnować cię.
KUBUŚ. — Panna Dyzia była posłuszna. Rana niemal zupełnie się zasklepiła, mogłem był prawie tańczyć i skakać na chorej nodze, wszelako, od czasu do czasu, doświadczałem w niej niesłychanych boleści. Otóż, wpadło do głowy chirurgowi zamkowemu,