Strona:PL Światełko. Książka dla dzieci (antologia).djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.
Stasia.
I.
N


Na polu, wicher jesienny otrząsał ostatnie liście z konarów tu i owdzie czerniejących drzew. Lodowaty deszcz padał bezustannie, zamieniając grzązki czarny grunt Sandomierskiej ziemi w szkaradne błoto. Ciężko było koniom wybrnąć z głębokich jam i kałuży na gościńcu, wiodącym od miasta do wioski; ciężej jeszcze, biednym ludziom przebywać pieszo tę drogę, na której stopy wpadały jak w bagna.

Pomimo tej pory, nie sprzyjającej podróżnym, na gościńcu, od strony miasta, toczył się zwolna powóz, zaprzęgnięty czterema gniadoszami. Od wioski zaś, szła kobieta, w szarą płachtę obwinięta, niosąc na rękach duży jakiś pakiet, pod osłoną płótna zgrzebnego. Powóz przechylał się wśród wybojów to na prawo, to na lewo, niby okręt na morzu. Furman zachęcał konie głosem i biczem, ale biedne zwierzęta, zabłocone po uszy, sapały tylko ze zmęczenia, zaledwie mogąc się wlec krok za krokiem.