Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/112

Ta strona została przepisana.

wychodził do margrabiego i nie widziałem go już do wieczora. Spędzałem dni moje sam na sam z Muzą, czyli z tem co nazywałem Muzą.
Od rana do wieczora okno było otwarte, przy oknie stał mój stół, i na tym to warsztacie od rana do wieczora nizałem moje rymy poetyckie, Od czasu do czasu żwawy wróbelek przylatywał napić się u naszej rynny; popatrzał na mnie chwilę ciekawie, potem śpieszył oznajmić swej braci, co ja robię, słyszałem ich ożywiony świegot i dreptanie drobnemi nóżkami po łupkowych dachówkach... Miewałem też kilka razy dziennie odwiedziny dzwonów Świętego Germaina. Lubiłem bardzo gdy wpadały do mnie przez okno i napełniały swym uroczystym dźwiękiem całą izdebkę.
Muza, wróble, dzwony — żadnych innych odwiedzin nie przyjmowałem. Któż zresztą mógł przyjść do mnie?... Nikt mię nie znał. W restauracyi Saint-Benoit starałem się siadać zawsze przy stoliku odosobnionym, z oczami utkwionemi w talerz, zmiatałem, prędko co mi dano, poczem porywałem kapelusz i galopem zmykałem do mojej pracowni. Nigdy żadnej rozrywki, żadnej przechadz-