Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/125

Ta strona została przepisana.

kiedy na flecie... będziecie urządzali dueciki, co za cudowna rzecz!...
Byliśmy już na dole a jeszcze dochodził uszu naszych jego basowy śmiech, od którego trzęsły się poręcze schodów.
— Cóź, jakże ci się spodobali? — pytał Jakób skoro znaleźliśmy się na ulicy.
— Mój drogi, pan Lalouette jest okropny, ale panna Pierrotte zachwycająca.
— Nieprawdaż? — wykrzyknął z takiem uniesieniem biedny Jakób, że nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
— Słuchaj Jakóbie, zdradziłeś się, — powiedziałem biorąc go za rękę.
Tego wieczora przechadzaliśmy się długo po wybrzeżu rzeki. U stóp naszych Sekwana spokojnie płynąc, unosiła na swej ciemnej powierzchni tysiące złotych gwiazdek. Doznawałem niewymownej rozkoszy, chodząc tak powolnym krokiem wśród cieniów nocy i słuchając zwierzeń mojego biednego brata... Kochał on całą duszą, lecz wiedział o tem, że nie posiada wzajemności.
— W takim razie, — Jakóbie, rzekłem, — ona zapewne kocha kogoś innego.
— Nie, Danielu, sądzę że do dzisiejszego wieczora nie kochała nikogo. —