Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/132

Ta strona została przepisana.

Kiedyśmy kończyli kawę, dał się słyszeć z dziedzińca głos fletu. Był to sposób wzywania Pierrota do magazynu. Zaledwie ten wyszedł, dama wielkich cnót zasiadła do partyjki pikiety z jakąś damą która nadeszła. Bodaj że jedną z głównych zasług owej damy było właśnie uprawianie gry w karty.
Oto pyszna chwila do porozumienia się — pomyślałem, — i prędko, prędko jąłem jej rozpowiadać o Jakóbie. Zacząłem od wyliczenia jego przymiotów: dobroci, szlachetności, prawości, poświęcenia. Potem mówiłem o jego niestrudzonej, iście rodzicielskiej o mnie troskliwości, jakiej prawdziwa matka mogłaby pozazdrościć. On to, Jakób, karmił mię, odziewał, był moim opiekunem i to kosztem ciężkiej pracy, i zupełnego zapomnienia o sobie. Gdyby nie on, pozostałbym tam daleko, w Sarlande, w tem ciasnem, czarnem więzieniu, gdzie tyle, tyle wycierpiałem męczarni...
W czasie mego opawiadania, panna Pierrotte zdała się być bardzo wzruszoną, a nawet ujrzałem łezkę spływającą po jej twarzyczce. Najszczerzej przekonany iż to opowiadanie o Jakóbie tak ją wzruszyło, myślę sobie: — Chwała Bogu, sprawa idzie dobrze! — i ze zdwojoną siłą wymowy, przy-