Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/140

Ta strona została przepisana.

Na ten jęk, trzy kobiety, zajęte robotą przy oknie, zrywają się. Jedna z nich, najmłodsza, woła: — Lodu, lodu potrzebuje! biegnie do kominka, bierze z miseczki kawałek lodu i podaje Chudziakowi, ale Chudziak nie chce lodu... Odpycha powoli rękę zbliżającą się do jego ust i głosem drżącym mówi:
— Dzień dobry Kamillo!... —
Kamilla tem przemówieniem konającego jest tak zdumiona, że stoi nieruchoma z wyciągniętą ręką, z kawałkiem przezroczystego lodu w zaróżowionych od zimna palcach.
— Dzień dobry Kamillo! — powtarza Chudziak, — widzisz że cię poznaję!... jestem już przytomny... A ty, czy mnie widzisz?...
Na to Kamilla jeszcze bardziej zdziwiona:
— Jak to czy cię widzę, Danielu?... Ależ naturalnie!... dla czegożbym cię nie miała widzieć?...
Chudziak uspokojony myślą, że sen skłamał, że panna Pierrotte nie jest ślepą, nabiera odwagi i zdobywa się na nowe zapytania:
— Więc bardzo chory byłem, nieprawdaż?
— Tak, byłeś bardzo ciężko chory...