Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/144

Ta strona została przepisana.

śnie prawie słychać głos Kamilli przytłumiony: — O, proszę nie wchodzić... wzruszenie go zabije jeśli się obudzi!...
I oto drzwi zamykają się znów ostrożnie. Na nieszczęście rąbek czarnej sukni pozostaje ujęty w szparze, i rąbek ten Chudziak spostrzega...
Naraz serce mu się rwie w piersi; płoną źrenice, i podnosząc się na łokciach krzyczy co sił starczy:
— Matko, matko! czemuż nie chcesz przyjść mnie uścisnąć?...
Wnet rozwarły się drzwi szeroko, bo suknia czarna już się powstrzymać dłużej nie może, wpada do pokoju: ale zamiast zmierzać do łóżka chorego, kieruję się w stronę przeciwną z wyciągnionemi ramiony i woła:
— Danielku! Danielku! —
— Ależ nie tam, matko... krzyczy Chudziak, — tutaj, ja tu jestem!... czyliż mię nie widzisz?... Natenczas pani Eyssette na pół zwrócona ku niemu, macając wokoło siebie powietrze drżącemi rękami, odpowiada rozdzierającym głosem:
— Niestety! nie widzę cię, mój skarbie... I nie zobaczę cię już nigdy... jestem ociemniała!...