Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/148

Ta strona została przepisana.

jest ktoś, co znieść mojej obecności nie może, komu widok mój jest wstrętny... co jest zresztą zupełnie słuszne!... Jeżeli jednak tak się urządzę żeby mię nigdy nie widziano, jeżeli się zobowiążę nigdy nie wchodzić na górę, zawsze tylko siedzieć w magazynie, jeżeli będę przy domu, a nie w domu, jak ten pies folwarczny co nigdy do apartamentów pańskich nie wstępuje; czy na ta kich warunkach, nie mógłbyś mię przyjąć na tę posadę!...
Pierrotte ma ogromną ochotę pochwycić, w swe grube dłonie, kędzierzawą głowę Chudziaka i ucałować ją serdecznie, ale się powstrzymuje i odpowiada spokojnie: — Posłuchaj mnie, panie Danielu, zanim ci dam odpowiedź, muszę wprzód naradzić się z małą... Mnie osobiście twoja propozycya jest wcale na rękę; tylko nie wiem jak mała zechce... co ona powie... Obaczymy zresztą, pewnie już wstała... Kamillo! Kamillo!
Kamilla, ranny ptaszek, jest właśnie w salonie zajęta polewaniem krzew u ponsowej róży w wazonie, na kominku. Wchodzi w białej sukience, włosy ma zaczesane do góry na sposób chiński, świeża, wesoła, w nosi ze sobą zapach kwiatów.