Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/149

Ta strona została przepisana.

— Patrzno mała, — mówi Pierrotte zwracając się do niej, pan Daniel pragnie zająć u nas posadę subjekta... ale, ponieważ sądzi że obecność jego byłaby ci zbyt przykra...
— Zbyt przykra, mnie!... przerwała Kamilla rumieniąc się mocno.
Nie powiedziała ani słowa więcej, oczy dokończyły reszty. Te same dawne oczy ukazały się Chudziakowi, głębokie jak noc, błyszczące jak słońce, serce biednego topnieje.
Pierrotte śmieje się w duchu i rzecze:
— Jest tu chyba jakieś nieporozumienie... które sami sobie najlepiej wyjaśnicie.
Poczem usuwa się, idzie do okna i poczyna bębnić po szybie urywki z jakiegoś seweńskiego tańca, a gdy sądzi, że dzieci mogły się już dostatecznie porozumieć, — dając im czasu zaledwie sekund parę — zbliża się i przypatrując się im bacznie:
— No i cóż — pyta?
— Panie Pierrotte, to, że ona jest równie dobra jak jej ojciec, — odpowiada Chudziak wyciągając do niego ręce. — Przebaczyła mi wszystko!
Odtąd rekonwalescencya postępuje jak gdyby miała siedmiomilowe buty... Nie dziw!