Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/56

Ta strona została przepisana.

inspektor, — oto pan Daniel Eyssette, wasz nowy kolega, — to rzekłszy, po przeciągiem skinieniu głową, oddalił się ze słodkim uśmiechem i wiecznem brzęczeniem obrzydłemi kluczyśkami.
Moi koledzy i ja mierzyliśmy się wzrokiem przez chwilę w milczeniu.
Najgrubszy i największy z tych panów odezwał się pierwszy. Był to właśnie ów Serrieres, którego miejsce miałem zająć.
— Do licha! — zawołał wesołym tonem, — nigdy lepiej nie stwierdziła się ta prawda, że dozorcy — jak dni — następują po sobie, ale nie są do siebie podobni.
Była to przymówka do różnicy, jaka zachodziła między jego olbrzymią figurą a moją małością. Wszyscy parsknęli śmiechem, ja najpierwszy; ale zaręczam że, w owej chwili, Chudziak chętnieby poniósł największą ofiarę, byle być wyższym choc o kilka cali.
— To nic nie szkodzi, — dodał wyciągając do mnie rękę gruby Serrieres; — choć nie wedle jednej miary zbudowani, możemy przecież butelczynę razem wysączyć... Chodź, kolega, z nami... ja dziś płacę pożegnalny