Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/98

Ta strona została przepisana.

cze jak mię ścigały i nawskroś przenikały. W gruncie, byłem tem trochę zaniepokojony.
Idąc tak z godzinę, doszedłem do ogromnego bulwaru wysadzonego nikłemi drzewinami. Był tam taki zgiełk, taki natłok ludzi i powozów ze stanąłem przestraszony.
Jakby stąd się wycofać, jak wrócić do domu?... Gdybym zapytał o dzwonnicę Saint-Germain śmialiby się ze mnie. Wyglądałbym jak ten dzwon, zbłąkany, co to wraca z Rzymu na Wielkanoc[1].

Aby ochłonąć z przerażenia i mieć czas do powzięcia jakiegoś postanowienia, zatrzymałem się przed afiszami teatralnemi z miną jegomościa zajętego wyborem widowisk obiecywanych na wieczór. Niestety, afisze, zresztą bardzo interesujące, nie dawały najmniejszej wskazówki co do dzwonnicy Saint-Germain i byłbym chyba tam pozostał aż do odezwania się trąby sądu ostatecznego, gdyby, najniespodzianiej, moja matka, Jakób,

  1. W niektórych krajach katolickich jest u ludu, podanie, jakoby wszystkie dzwony w Wielki Czwartek uciekały do Rzymu, a wracały w wieczór Wielko Sobotni z błogosławieństwem Papieża.