Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/252

Ta strona została przepisana.

pomniała o tem co się stało, serce me nosiłoby zawsze na sobie ślad bezpotrzebnie przez pana zadanej rany. Tak jest, zadałeś mi pan cios najstraszniejszy.
— Ach! przecież nie jestem świętym — zawołał Vardes, unosząc się — cierpię, więc wołam pomocy!
Walentyna pogrążona w bolesnej zadumie nie odpowiadała. Zakłopatany Varades chodził po salonie, rzucając z pod oka spojrzenia, nie dla tego, żeby się miał nad nią litować, ale że szukał sposobności, aby w tej pełnej poddania się istocie obudzić gniew, jaki nim samym zawładnął.
— Co zamierzasz uczynić? — spytał nareszcie.
— Nic — odparła spokojnie Walentyna.
— To źle — zauważył Varades. Mogłabyś mu oddać z procentem wyrządzoną ci krzywdę.
Poruszyła głową i rzekła.
— Błagam pana, pozwól mi płakać.
Varades spojrzał na nią z gniewem i pogardą, poczem z nabiegłemi krwią oczyma, zataczając się jak pijany wyszedł, pozostawiając zrozpaczoną Walentynę samą z rozdartem, lecz nie tak samolubnem jak jego, sercem.