Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/281

Ta strona została przepisana.

wą, dojrzała drobne światełko. Nieszczęście jej było tak wielkie, że ono wystarczało dlań do nabrania nadziei. Zadrżała przecież usłyszawszy odpowiedź Marty.
— Masz krótką, pamięć Rajmundzie; ja jednak dokładniej przypominam sobie przeszłość. Nie znaliśmy się wówczas, gdy cię spotkałam po śmierci twej matki; nie myślałam wtedy zdradzić męża ani dla ciebie, ani dla kogokolwiek. Tyś mi pierwszy zaczął mówić o miłości. Był dzień prześliczny... byliśmy razem; ja siedziałem u stóp drzew, ozłoconych blaskiem wschodzącego słońca, tyś klęczał u nóg moich. Całe otoczenie, jakby się zmówiło przeciwko nam, tchnęło tajemniczością. Rzekłeś do mnie: wszak znasz moje myśli? — Tak, znam. — Nie zawiniłem więc w twych oczach? — Odpowiedziałam: nie. — Wówczas wykrzyknąłeś radośnie, a zająwszy obok mnie miejsce i ująwszy dłonie, przycisnąłeś do nich rozpalone czoło, a ja upojona szczęściem, wierząc w wieczną trwałość tej wspaniałej chwili, nie wzbraniałem ci tego uczynić. Mówiłeś długo, słowami pełnego zapału uczucia. Bez drżenia i wstydu rzekłam: kocham cię. Lecz dodałam: przyrzeczenia, jakie zamieniamy, powinny być wieczne. Tylko za tę cenę oddam ci się cała, zupełnie, bez żalu, ze spokojem głębokiego zastanowienia się. Jeżeli pragniesz oddać mi się na całe życie, jeżeli kochasz mnie tak, że