Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/31

Ta strona została przepisana.

ani z nim mówić; a jednak chciałbym polecić jego opiece moją, córkę.
Na te słowa, Marta, stojąca przy łóżku, rzekła:
— Nie zajmuj się mną, mój ojcze. Myśl raczej o sobie i bądź pewien, że jeśli spadnie na mnie nieszczęście, które mi grozi, potrafię stawić czoło przeciwnościom, których się obawiasz ze względu na mnie. Przyszłość mnie nie przestrasza.
— Tak, ty jesteś odważna, wiem o tem. Lecz jakże byłbym szczęśliwy, gdybym wiedział, że cię zostawiam pod opieką pana Varades.
Marta zrobiła poruszenie, jakby słowa ojca raniły jéj dumę. Być może, chciała się z nim rozmówić, kiedy nagle drzwi pokoju otworzyły się i wszedł Varades. Paulet poznał go. Z gasnącej piersi wyrwał się okrzyk wdzięczności i radości.
Varades jednem spojrzeniem objął wszystkie osoby znajdujące się w pokoju. Lecz jedna z nich zajęła całą jego uwagę. Była to Marta, która zrobiła krok na jego spotkanie. Jej twarz, oblana światłem lampy postawionej na stoliczku, jaśniała pięknością. Bujne sploty ciemnych włosów, uwydatniały śnieżną białość jej cery. Varades uczuł niewysłowione wzruszenie, porywające serce jego z taką siłą, że podniósł ku niemu rękę. Nigdy władza kobiety nie ujawniła się na nim z taką gwałtownością. Poddał się wrażeniu zmysłowemu, o tyle żywszemu, że doświadczył go po raz pierwszy.