Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/87

Ta strona została przepisana.

twarz zakryta lekkim woalem. Kilka osób przy spotkaniu się z nią obracało się, żeby podziwiać to lekkie i ładne stworzenie, lecz każdy widział ją zbyt krótko i nie mógł zauważyć wyrazu smutku, który dodawał jej twarzy jeszcze więcej powabu.
Nagle Marta została zaskoczoną niespodziewanym widokiem młodego człowieka, ubranego czarno, w grubej żałobie, który wyszedł z bocznej alei. Nie mogła się wstrzymać od pewnego przestrachu. Młody człowiek spojrzał — poznali się.
— Pan Rajmond Vilmort!
— Pani Varades!
On się ukłonił z uszanowaniem — ona zmięszana i drżąca, na ukłon odpowiedziała ukłonem.
Dla czego spotkanie Rajmunda tak ją zmięszało? Na to pytanie sama by nie umiała odpowiedzieć. Może uczuła wewnętrzny niepokój i pewne wyrzuty sumienia z powodu opuszczenia tak nagłego domu pani Vilmort i niczem nieusprawiedliwionego zerwania z nią tak ścisłych stosunków. A może przypomniała sobie fałszywy wstyd, dla którego powstrzymywała się dotąd z odwiedzinami jej i z wyspowiadaniem się przed nią z wszelkich trosk i cierpień duszy.
Bądź co bądź, obecność młodego człowieka wzruszyła ją więcej aniżeli sama myślała. Przez parę sekund stali oboje naprzeciw siebie zdziwieni, osłupiali i milczący.
— Pan w żałobie? — wyrzekła raptem Mar-