Strona:PL A Daudet Na zgubnej drodze.djvu/93

Ta strona została przepisana.

się zwykłych zwierzeń przyjaźni, któreby ją okryły wstydem. Prosiła Varades’a, żeby Walentyna de Chantocé pozostała jeszcze przez parę miesięcy u krewnej, u której dotąd bawiła i która pragnęła ją przy sobie zatrzymać. Marta nie chciała jej widzieć, obawiając się, że nie będzie wstanie ukryć przed nią swych cierpień.
Względem Varades’a była uległą jak w pierwszych dniach po ślubie, ale zimną jak lód w jego objęciach. On też nie żądał więcej; dla jego egoizmu było to wystarczającem, — innej miłości nie znał on i nie rozumiał. Nie pojmował on tego czystego szczęścia, jakie znajdują inni w szczęściu drogich im osób. W ciągu jednego roku wyczerpał wszystkie wrażenia, jakie mógł znaleźć w takiem małżeńskiem pożyciu i nagle zobojętniał, sądząc, że kobieta niegodną jest tego, aby przykuwać do niej całe swoje istnienie. Za wiele piękna, za wiele rozkoszy znużyło go, a to dla tego, że sam tylko ich używał. Zaspokoiwszy wzburzone swe namiętności, przy braku uwielbienia i szacunku dla Marty, powrócił do dawnego trybu życia, jak ów podróżnik z krajów nieznanych, które na nim zrobiły przelotne tylko wrażenie.
Skutkiem tego, Marta odzyskała dawną swobodę. Była dlań podobną już tylko do bożyszcza, w które przestał wierzyć, ale nie przestał go jeszcze admirować, więcej z nawyknienia, niż