Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/152

Ta strona została przepisana.

— To prawda; oto masz. Przebacz — żem go otworzył, zrobiłem ci przez to więcéj boleści, jak sobie samemu.
Gustaw pożerał okiem list Nichetty.
— To była wola Boga! rzekł z cicha, podnosząc oczy do nieba; nie znajdując wyrazu na odpowiedzenie Edmundowi.
— W istocie taka była wola boska, powtórzył Edmund. Co do mnie jednak, to ją jedno tylko wyrzucam Bogu, iż was oboje wmieszał w moje sprawy, was, moich przyjaciół tak szczęśliwych, tak wesołych i zdrowych. Muszę was nudzić.
— Co mówisz Edmundzie! zawołał Gustaw.
— O nie mów tak, przerwała Nichetta.
— Ah! moi dobrzy przyjaciele, rzekł Edmund, biorąc w swe objęcia młodą dziewczynę i jéj kochanka, ja jestem bardzo nieszczęśliwy!..
I mówiąc to, uczuł iż siły go opuszczają, upadł na krzesło, zalewając się gorącemi łzami.


XV.

Nichetta i Gustaw wzięli za ręce Edmunda, w niemem milczeniu; oboje zrozumieli, iż wszelka nadzieja i pociecha były tu bezużyteczne.
— No, trzeba być mężczyzną, rzekł nagle Edmund, powstając z miejsca i zabierając się do wyjścia.
— Gdzie idziesz? spytał Gustaw.