Strona:PL A Dumas Antonina.djvu/333

Ta strona została przepisana.

jednak pozostałe trzy osoby więc im placu dotrzymywał.
Nim zasiadł do gry, Gustaw uściskał swego syna i żonę, która trzymając dziecko na kolanach, rozmawiała z Antoniną, podczas gdy pani Pereux zabrała się do czytania przy ostatnich blaskach dnia.
Antonina spoglądała ciągle na zegar. Półtory godziny upłynęło w ten sposób.
Nagle wstała.
— Gdzie idziesz? spytała jój Laurencya.
— Idę na chwilkę do siebie. w
— Czy chcesz abym poszła z tobą?
— Proszę cię.
Laurencya widząc Antoninę tak smutną, lękała się ją samą pozostawić z obawy aby ten smutek nie zmienił się w rozpacz.
— Mój Boże, mój Boże! jakaż ja nieszczęśliwa!. zawołała Antonina padając na krzesłoi roniąc łzy gorzkie.
— Moja przyjaciołko, moja siostro uspakajała ją Laurencya, nie płacz.
— On kocha tę kobietę, jestem tego pewną, powtarzała Antonina... od półgodziny powinienby już być z powrotem.
— Niepotrzebnie się niepokoisz, uspokój się. Może został pomimowoli.
— Gdyby tak było, nie mówiłabym nie, odrzekła Antonina, ale ja widzę iż Edmund się zmienił. Gdybyś go była dawniéj znała, nie poznałąbyś go teraz. Zazdrosny był o moje najmniejsze myśli, nie pozwolił ni-