Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1003

Ta strona została przepisana.

— Książę wiesz, że zgodziliśmy się, aby Jego książęca mość przybył; czekajmy, niechaj przybędzie.
Na te wyrazy Taciturne brwi zmarszczył i zaczął gryźć paznogcie, milczał przecież.
Wtedy każdy z obecnych spojrzał na wielki zegar stołowy, jakby żądał przyspieszenia czasu na przybycie niecierpliwie oczekiwanej osoby.
Dziewiąta wybiła: niepewność stała się prawdziwą przykrością, albowiem kilka widet doniosło, że widziało ruch w obozie francuskim.
Łódź małą i płaską jak miednica wyprawiono do Escaut; Antwerpczycy mniej dbając co się dzieje na lądzie, pragnęli mieć dokładne wiadości o flocie francuzkiej; łódka nie wróciła.
Książę Oranii powstał i gryząc bawole rękawice rzekł:
— Panowie, Jego książęce mość dotąd na siebie czekać każę, póki Antwerpia wziętą i spaloną nie będzie; wtedy miasto pozna różnicę francuzów i Hiszpanów.
Te wyrazy nie uspokoiły cywilnych i oficerów; spojrzeli więc na siebie z niepokojem.
W tej chwili, szpieg, którego wysłano na drogę ku Malines, a który dotarł aż do Saint-Nicolas, powrócił donosząc, że nic nie widział co by zapowiadało przybycie oczekiwanej osoby.