Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1067

Ta strona została przepisana.

a i ja przecież stanę za mężczyznę; nie, niebezpieczeństwo, którego się obawiam, albo raczej które przeczuwam, zbliża się i grozi nam, a innego jest rodzaju; jest niewiadomem i nieznanem, dlatego nazywam je niebezpieczeństwem.
Kobieta kiwnęła głową.
— Patrz pani — mówił Remy, czy widzisz te wierzby uginające czarne wierzchołki?
— Widzę.
— Obok tych drzew, spostrzegam domek, jeżeli zamieszkały, zażądamy gościnności, jeżeli pusty, zajmiemy go. Nie sprzeciwiaj się pani, błagam cię.
Wzruszenie Remyego, jego glos drżący i wewnętrzne przekonanie skłoniło towarzyszkę do uległości.
Zwróciła więc konia w kierunku wskazanym.
W kilka minut podróżni nasi pukali do drzwi domku w cieniu wierzb.
Strumień płynący około domu oblewał wierzby i skrupiał murawę; za domkiem, murowanym z cegły i pokrytym dachówką, był mały ogródek otoczony żywo-płotem.
Nikt nie odpowiedział na pukanie podróżnych.
Remy nie wahał się; wydobył nóż, uciął