Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1081

Ta strona została przepisana.

— Czy pani widzisz, że jesteś zgubioną — ryknął z rozpaczą. Dalej, może czas jeszcze pójdź, pójdź ze mną.
— Nie, panie — odpowiedziała.
— Za minutę już będzie późno, patrzaj, patrzaj pani.
Nieznajoma spojrzała za siebie; woda była za nią zaledwie o pięćdziesiąt kroków.
— Niech się spełni moje przeznaczenie!... — rzekła — uciekaj, sam panie, uciekaj! Zmęczony koń Remyego potknął się na przednie nogi, i pomimo usiłowań jeźdzca powstać nie mógł.
— Ratuj ją, panie, ratuj, wołał, ratuj pomimo jej woli!
Jednocześnie kiedy się oswobadzał ze strzemion, woda stoczyła się ogromnym bałwanem na jego głowę.
Jego pani widząc to, wydała krzyk straszny i zeskoczyła z konia, postanowiwszy z Remym umierać. Lecz Henryk widząc ten zamiar, jednocześnie ku niej poskoczył, uchwycił, ją prawą ręką i sadzając na swojego konia, ruszył jak strzała.
— Remy!.. Remy!.. — wołała kobieta ręce wyciągając ku niemu.
Krzyk jej odpowiedział: Remy wypłynął na