Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1100

Ta strona została przepisana.

to wesele, które gości we mnie całej, tak samo jak gdyby anioł śmierci, przyszedł mi powiedzieć: „Powstań Dyano i idź ze mną; do stóp Boga.”
— Dyano!... Dyano!... — mówił Henryk — wiem teraz imię twoje, imię najdroższe i najgodniejsze uwielbienia.
I nieszczęśliwy upadł do stóp młodej kobiety, powtarzając to imię w upojeniu niepojętego szczęścia.
— Ciszej — rzekła Dyana głosem uroczystym — zapomnij imię, które z ust moich wyszło; nicość pomiędzy żyjącemi niech nie rani serca.
— A!.. pani, teraz, gdy wiem twoje imię, nie mów o śmierci!
— Ja tego nie mówię — odparła młoda kobieta głosem poważnym — mówiłam, że opuszczę ten świat łez, nienawiści, namiętności, interesów i żądzy bez liku; mówiłam, że nie mam co czynić pomiędzy stworzeniami Boga mnie podobnemi; albowiem nie mam już łez do wylania, krwi, aby bila w sercu, głowy, coby umiała nad czem myśleć, od chwili, jak myśl napełniająca mnie zamarzła; jestem bez wartości ofiarą bo nic nie poświęcam, ani żądzy, ani nadziei, wyrzekając się tego świata; ale nakoniec, taką, jak jestem poświęcam się Bogu; on sądzę, ulituję się nade-