Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/111

Ta strona została przepisana.

rzeniu przekonałem się, że mię widzi po raz pierwszy.
— Panie — rzekła, przez litość oddal się.
Wahałem się, chciałem mówić, prosić, lecz słowa stygły mi na ustach, stałem nieruchomy, niemy i tylko na nią patrzyłem.
— Strzeż się panie — powiedział, służący więcej smutno niż surowo — strzeż się, zmusisz panią do nowej ucieczki.
— O! niech Bóg broni — odpowiedziałem z ukłonem — sądzę, że bynajmniej nie obrażam pani.
Nie odpowiedziała mi wcale.
Nieczuła, niema i jak lód zimna, odwróciła się, niby niesłysząc mię i stopniowo znikła w ciemnościach, jak upiór zstępując po schodach, na których nie słychać było nawet jej kroków.
— I już wszystko? — spytał Joyeuse.
— Wszystko. Wtedy służący odprowadził mię do drzwi, mówiąc:
— Na imię Chrystusa i Maryi Panny — zapomnij panie, zapomnij!
Uciekłem, szalony, obłąkany, głupi, oburącz ściskając głowę i pytając się czylim nie zwaryował. Odtąd, co wieczór chodzę na tę ulicę i dlatego to, gdy wyszedłem z ratusza, kroki moje bardzo naturalnie ku tej stronie zmierzyły. Co