Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1165

Ta strona została przepisana.

patrzył jak człowiek, który wywołuje dawno ubiegłe wspomnienia.
Po dziesięciu minutach marzenia, książę znowu wszedł na drabinę i znowu w okno zatopił spojrzenie, nic widać jednak nie odkrył, bo zeszedł znowu z chmurą na czole, i tą samą niespokojnością w oczach.
I znowu wszedł.
Aurilly spiesznie zbliżył się do drabiny.
— Schodź, Mości książę — rzekł — słyszę tentent na końcu ulicy.
Pomimo tego ostrzeżenia książę Schodził powoli, zamyślony ciągle.
— Prędzej — rzekł Aurilly.
— Z której strony tentent słychać?... — zapytał książę.
— Z tej — odpowiedział Aurilly i wyciągnął rękę w kierunku ciemnej ulicy. Książę słuchał.
— Ja nic nie słyszę — powiedział.
— Jadący zatrzymał się, widać szpieguje nas, — Odstaw drabinę — rzekł książę.
Aurilly wypełnił rozkaz, a książę usiadł na jednej z ławek, stojących przy wejściu do domu.