Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1194

Ta strona została przepisana.

— Spróbuj pap — powiedział, Aurilly widział błyskawice i pojął ile było ognia w oczach tego, którego starcem być sądził.
Zaczął sic śmiać.
— Jakiż ja głupi — rzekł — co mnie oma obchodzi?... wszak jest tą samą, którą książę widział.
— Zapewne.
— I którą kazał mi przyprowadzić do zamku Thierry.
— Nie inaczej.
— A więc to jest wszystko, czego mi trzeba; nie ja jestem w niej zakochany i byleście mi nie chcieli uciec...
— Alboż myślemy o tem? — zapytał Remy.
— Nie zdaje się.
— Nawet, gdybyś pan niechciał, jechalibyśmy do Chateau-Thierry, a skoro książę pragnie nas widzieć i my także tego pragniemy.
— Kiedy tak — rzekł Aurilly — wszystko cudownie. Następnie jakby chciał się przekonać o myślach Remyego i jego towarzyszki — zapytał:
— Czy twoja pani nie chce tu spocząć na chwilę?... i wskazał zajazd przy drodze.
— Wiesz pan, że moja pani tylko w miastach się zatrzymuje.