Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1244

Ta strona została przepisana.

— A! źle się ze mną obszedłeś w klasztorze, bracie kapitanie — mówił Chicot.
— Myślałem żeś mieszczanin, a wiesz jaki my, żołnierze, z mieszczanami kłopot mamy.
— Prawda — rzekł Cbicot z uśmiechem — a przecież złowiłeś mnie w łapkę.
— W łapkę?
— Pod przebraniem ją zastawiałeś; waleczny żołnierz, bez ważnej przyczyny nie zmienia munduru na habit.
— Z szlachcicem — rzekł Boromeusz — nie będę miał tajemnic. Tak, mam swoje osobiste interesy w klasztorze Jakobitów: ale ty?
— I ja także — odpowiedział Chicot — lecz sza...
— Czy chcesz o tem pomówić nieco?
— Na honor, pragnę.
— A lubisz dobre wino?
— Lubię, jeżeli dobre.
— Słuchaj, znam tu szynczek, jakiego niema drugiego w Paryżu.
— I ja także — rzekł Chicot — ale jak się wój nazywa?
— „Róg Obfitości”.
— A!... — zawołał Cbicot.
— Co to znaczy?
— Nic.