Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1254

Ta strona została przepisana.

— Jakikolwiek krzyk posłyszysz w tym gabinecie, panie Bonhomet, nie wchodź, aż chyba cię zawołam.
— Będzie to dla mnie tem łatwiejszem — odrzekł gospodarz, że to samo zalecenie dał mi towarzysz pański.
— Ale nie on — zawołał — rozumiesz mnie, panie Bonhomet; a jeżeli zawoła, to jakby nie wołał.
— Zgoda, panie Chicot.
— A teraz, oddal wszystkich gości, pod jakimbądź pozorem, abyśmy w dziesięć minut byli u ciebie wolni i samotni jak w wielki piątek.
— Za dziesięć minut, panie Chicot, kota nie będzie w moim zakładzie, wyjąwszy twego najniższego sługi.
— Idź, idź Bonhomet, zachowałeś cały mój szacunek — rzekł Chicot z powagą.
— A! mój Boże, mój Boże — mówił do siebie Bonhomet wzdychając, co się to będzie działo w moim domu?
A ponieważ szedł powoli, spotkał Boromeusza wychodzącego z piwnicy z sześciu butelkami wina.
— Słyszysz, rzekł do gospodarza, za dziesięć minut, żeby nikogo nie było u ciebie.