Strona:PL A Dumas Czterdziestu pięciu.djvu/1266

Ta strona została przepisana.

— Wiem doskonale — bąknął Chicot.
— I gdybyś mógł utrzymać się na nogach, poszedłbyś do Luwru?
— Poszedłbym do Luwru.
— Donieść mnie?...
— Tak, donieść ciebie...
— I nie żartujesz?...
— W czem?
— Że jak się tylko prześpisz...
— Cóż dalej?
— To król będzie wiedział o wszystkiem?
— Kochany przyjacielu — odpowiedział Chicot, podnosząc głowę i wpatrując się w Boromeusza — ty jesteś spiskowcem, a ja szpiegiem; ty knujesz spisek, ja o tem donoszę. Każdy wypełnia swoje rzemiosło. Do widzenia, kapitanie; dobranoc.
I mówiąc te słowa, Chicot nie tylko dawniejszą przybrał postawę, ale tak się usadowił przy stole, że oparłszy głowę na rękach, grzbiet tylko widzieć dawał.
— A!... — rzekł Boromeusz, zapłonionemi oczyma patrząc na towarzysza — ty mnie chcesz donieść kochanku?
— Jak się tylko przebudzę, przyjacielu — odpowiedział Chicot.